poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Wakacyjne prace

Wakacje mijają na pracy. Cóż, takie życie. By nie było za lekkie to mamy kryzys gospodarczy, ale żeby było jeszcze ciężej, to mam bardzo dużo pracy, jak na wakacje. Oczywiście nie moje. Plany wakacyjne, które robiłem w ubiegłym roku, nie da się zrealizować - brak chętnych na wyprawę na Kilimandżaro, a na Amerykę Pd. brak kasy. Trzeba uruchomić plan awaryjny, o szczegółach którego, zapewne, będę myślał w ostatniej chwili.
W niedzielę wybrałem się na pobliskie stawy z futrzakiem (Argo) i oczywiście z aparatem fotograficznym.
Odwiedziłem miejsca, w których uruchamiałem już migawkę mojego aparatu, szukając nowych świateł i motywów. Taki był cel mojego spaceru, ale mój nastrój i światło wczesnego sierpniowego południa nie sprzyja "artyzmowi" fotograficznemu. Wymyśliłem więc, że jedyne co mogę zrobić to widoczki pełne zieleni.

Od czerwca mój czas, myśli i nerwy zżera projekt reformy płac w firmie. Stresu dostarcza mi termin: na październik musi być; zakres: rewolucja w firmie; i odbiór: ocena ludzi, których dotknie reforma.Myśl ta wprowadziła mnie w okropny nastrój, z którego wyrwał mnie Argo, który właśnie pobiegł za świeżym, nowym tropem. Dzięki temu powstała ta fotografia, chaber bławatek, chwast w zbożach, niestety ginący. Uznałem, że w postaci pojedynczego egzemplarza, w sierpniowym słońcu, prezentuje się całkiem, całkiem. Tak przy okazji kwiatów, to szykują się nam dwa weseliska, w sierpniu i we wrześniu. Na tym drugim, nasza obecność jest zagrożona planami urlopowymi.

Na grobli stawu spotkałem trzech nieznanych mi panów, którzy porzuciwszy w trawie swoje dwukołowe wehikuły sączyli buteleczkę. Pewnie nad wodą lepiej smakuje a po wódeczce widoki są ładniejsze. Wymieniliśmy powitania i grzeczności, po czym jeden z panów zwrócił uwagę na urodę futrzaka i oczywiście, co jest standardem w takich spotkaniach i rozmowach, stwierdził, że ma takiego samego, który kiedyś służył w policji. Cóż miałem powiedzieć - pogratulowałem, stwierdzając, że to bardzo wierna i pracowita rasa. Oddaliwszy się od biesiadujących panów również przysiadłem na grobli obserwując łabędzie, które są niewątpliwym urokiem stawów. Naliczyłem, że na naszych stawach (tam gdzie dotarłem) gniazdują co najmniej trzy rodziny. Przyglądając się jak rodzice opiekują się pisklętami zacząłem się zastanawiać skąd one mają taki instynkt opiekuńczy, macierzyński, rodzicielski i małżeński. Rodzice są bardzo zorganizowani a dzieci posłuszne. Choć to tylko niemy ptak o "bardzo małym rozumku", może być wzorem i przykładem troski rodzicielskiej, przynajmniej dla niektórych homo sapiens.

Brak komentarzy: