czwartek, 10 grudnia 2009

Imieniny Barbary

04 grudnia 2009. Imieniny Barbary - święto w domu. W tym roku przypadło w piętak i jak to zwyczajem bywa, w pierwszą sobotę oczekujemy gości. Pani domu, równocześnie solenizantka od rana krząta się po kuchni przygotowując dania gorące, sałatki i inne specjały. Ja nawet nie staram się jej pomagać w tych pracach, bo po prostu, w kuchni mi nie idzie. Wieczorem pojawiają się goście - najbliższa rodzina, siostra, brat, szwagier, szwagierka. Zasiadamy za stołem. Czas upływa nam na sympatycznej rozmowie o wszystkim i o niczym. 
Tak się przyjęło w naszej rodzinie, że przy stole nie rozmawiamy o pieniądzach i polityce. To dwa drażliwe tematy. Niestety, co dobre to się szybko kończy. Około północy szwagier Józek zahaczył o temat opieki nad mamą. Twierdząc, że mamą powinni się opiekować wyłącznie ci, którzy dostali od rodziców ziemię. Jest to znacząca zmiana w jego postawy, gdyż dotychczas twierdził, że rodzicami powinni się opiekować ci, którzy zostali na ojcowiźnie. Zresztą ja też jestem tego zdania. 
Od wieków było tak: ten kto pozostawał na ojcowiźnie, opiekował się rodzicami, grobami dziadków, ojców i wszystkim co należało do rodu. Tata zapisując gospodarstwo Krzyśkowi (aż ok 2 ha ) w intercyzie zawarł warunek dożywotniej opieki. Krzysiek, po krótkim okresie gospodarowania na tych 2 ha, zaproponował przekazanie części tego areału, ok. 1 ha, najmłodszemu bratu, Grzegorzowi. Grzegorz tym dobrodziejstwem podzielił się ze mną i takim to sposobem dołączyłem do trójki "wyróżnionych". 
Twierdzenie Józka, że mamą powinni się opiekować "wyróżnieni" okropnie mnie zdenerwowało, bo kwestię opieki nad mamą traktuję jako moralny obowiązek, bez względu na to dlaczego opiekę nad mamą nie przejął Krzysztof. Postawę Józka i Lucyny, która mu wtóruje, uznałem za "kupczenie" obowiązkiem opieki nad rodzicami. 


Można oczyścić swoje sumienie i zdjąć z siebie ciężar tego obowiązku stawiając się w roli skrzywdzonego przez rodziców i teściów mówiąc "ja nic nie dostałem, więc nie muszę, nie pozwalam, nie chcę", można się wybielać twierdząc, że ma się "uczulenie na starych ludzi" można... . Ale gdzie moralność? Gdzie taka zwykła codzienna życzliwość, szacunek dla tych, którzy są już nieużyteczni? Gdzie szacunek dla trudu innych, którzy go ponoszą bezinteresownie? Gdzie braterska solidarność? Gdzie pamięć dla własnych decyzji? Gdzie chrześcijańska postawa, przestrzeganie 4 przykazania i wystrzeganie się grzechu głównego - chciwości?
Zdjęcie kwiatu, który dołączam do tego postu dedykuję moje żonie Barbarze, Zdjęcie zatopionego statku jest aluzją do zdarzenie na przyjęciu imieninowym. Statek ten zatoną nie dlatego, że zmogły go żywioły ale dlatego, że nie miał się nim kto zaopiekować bo przestał być potrzebny. Oby nas taki los nie spotkał.