sobota, 8 grudnia 2012

Opad

Post jest już gotowy, a ja zastanawiam się nad tym, czy tytuł, który zaplanowałem jest dobry, czy oddaje to co chciałem napisać, czy tylko moje emocje. Może tak, może nie, ale zmieniłem
Początek grudnia to obfite opady śniegu, który sprawił, że ruszyłem w najbliższą okolicę na sesję zimową z sarnami w roli modelek. 
Zdjęcie to zatytułowałem "Ostoja". Tak po myśliwsku. Może lepszym tytułem był by "Domowy azyl" - bo te sarenki są w swoim domu. Swoim?  Mama przebywa w takim "domowym azylu" mojej szwagierki, do którego inni nie mają wstępu, co same w sobie jest naturalne. Niestety ta "natura" dotyka również tych co chcą odwiedzić lub opiekują się mamą. Dla nich "domowy azyl" nie jest czymś przyjemnym, ciepłym, serdecznym i gościnnym miejscem. Może to sprawia, że przy mamie coraz częściej są obce osoby. Ale może to też następstwo tego, że stan zdrowia mamy się unormował. Zdrowie mamy jest stabilne i każdy z nas wraca do swoich codziennych zajęć, a codzienną, podstawową opiekę powierzamy wynajętym opiekunkom. A może tak jest dlatego, że zapał opiekuńczy opada? Może ...?    
Zdjęcie, zrobione w grudniu, żółty listek brzozy zostawiłem jako wyraz, symbol, tego, że wszystko się starzeje, ale nie wszystko od razu opada. Choć w końcu i tak spadnie.  Mnie też dopadło, bo nie wiem co dalej. Opadły mnie siły, bo z jednej strony "azyl" i dobro mamy, a z drugiej strony jakaś tam jedność w rodzinie i więzi rodzinne, a z trzeciej  obawa by nie było gorzej. Jest jeszcze czwarta strona - "troska" o święty spokój. 
Taki jak ten w Norwegii. Słoneczny, ale nie ciepły, zimny, ale nie lodowaty, kolorowy, ale nie kolorowy, dostępny, ale nie do przejścia. Wzięło mnie na wspomnienia wakacji. Przeglądając zdjęcia i starsze posty zauważyłem, że jestem anonimowy, że kryję się pod nickiem. Naprawiam to niedopatrzenie:  
To my. Basia i Józek na campingu, na Lofotach z czasie polarnego dnia w Vagan. Twarzy nie widać?  Przecież była 20:30.