sobota, 29 października 2011

Na dobre

Na dobre, tak właściwie, to na dobre wakacje skończyły się dla Natalii, bo obroniła pracę dyplomową i pora zacząć zawodowe życie jako magister turystyki i rekreacji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Dla nas, tj. Barbary i Józka, wakacje to początek lub koniec, jak kto woli, jakiegoś okresu w życiu. Coś na podobieństwo początku roku kalendarzowego.
Na początku, którego cieszymy się wspomnieniami i marzymy. W naszych marzeniach zapalają się lampki z planami na kolejny rok. Czy wystarczy sił, środków na ich realizację? Zobaczymy po kolejnych wakacjach. 
Wracając do tych najbliżej minionych. Udały się!  Przyjechaliśmy cała zaplanowaną trasę. Najpierw było Kowno, później doliną Niemna do wielkiej wody, dalej wzdłuż Bałtyku i Zatoki Ryskiej do Rygi, by dotrzeć do Talina, następnie pod granicę z Rosją, wzdłuż której dojechaliśmy do Wilna, by z Troków wrócić do Polski i przez Poznań do domu.  Razem to 7100 km. W drodze spotkaliśmy jeden patrol policji i samych przyjaznych, życzliwych ludzi. I nie tylko. Naszym udziałem były piękne krajobrazy, odwiedziliśmy parki narodowe, rezerwaty, zwiedziliśmy piękne zabytki, poznaliśmy historię i kulturę  tych krajów (może zbyt pobieżnie), która miała być przez wiele lat okupacji zamieniona na "bratnią i jedynie słuszną".  
Pogoda sprzyjała, zdrowie dopisało, pojazd nie zawiódł, Argo nikogo nie pogryzł. Bardzo cieszę się z tego wyjazdu. Zrobiłem setki zdjęć w ciekawych i ciekawym miejscom, zapraszam na http://www.lumisfera.pl/gallery/5191/Uplander, gdzie będę najciekawsze publikował. 
Ta wyprawa to pełnia szczęścia. Czy można chcieć coś więcej? 



sobota, 8 października 2011

Wesele Pauliny i Michała

Pora powrócić do ważnego wydarzenia w życiu rodziny. Paulina, najwierniejsza czytelniczka moich zapisków, poślubiła Michała i to jest news. Cała rzecz odbyła się w Choczni w parafii Narodzenia św. Jana Chrzciciela w dniu 01 października 2011r. Wepchnęłam się w rolę "nadwornego kronikarza  - fotografa", by całą uroczystość wiernie udokumentować. Ale po kolei i od początku: 

W asyście rodziców i starostów wesela Michał przybył do domu oblubienicy i już w jego progu wpadł w jej objęcia. Uściskom i powitaniu pewnie nie było by końca gdyby nie to, że rodzice czekali z błogosławieństwem.




Do ołtarza Paulinę przyprowadził tata, który z niewzruszoną powagą i nie skrywaną dumą kroczył ze swoją córką wśród szpaleru gości w stronę ołtarza, by tam powierzyć swój skarb Michałowi.  Adam, nie zaprzeczysz, że Paulina to Twoje oczko w głowie i że duma Cię rozpierała. 


Sakramentu Małżeństwa udzielił diakon Wojtek - brat Pauliny. O Wojtku pisałem we wcześniejszych pastach. Był to jego debiut w roli kapłana udzielającego sakramentu św. Przyznał mi się później, że był stremowany, by się nie pomylić, by wszystko odbyło się zgodnie z kanonem. Tremę wzmacniał fakt, że przed nim stała siostra bliźniaczka.


Wojtek młodą parę związał świętym węzłem małżeńskim, potem oni powtórzyli słowa przysięgi małżeńskiej, którą udokumentowali i przypięczętowali obrączkami. Będę się czepiał i powiem, że Paulina "zaobrączkowała" Michała z wielką gracją.



A potem było przyjęcie weselne, powitanie, życzenia i pierwszy taniec. Od którego zaczęła się zabawa przy wspaniałej muzyce, w doborowym towarzystwie i suto zastawionych stołach.
Wybrałem to zdjęcie, bo na Waszych twarzach i w Waszych oczach widzę miłość i szczęście i życzę Wam by trwały w Was do końca świata.







Wracając do zabawy i suto zastawionych stołów to kuchnia oferowała same wspaniałości - dla każdego coś dobrego czego dowodzi zdjęcie obok.







Wczuwając się w rolę kronikarza wesela starałem się dokumentować chwile ulotne, gesty, nie reżyserowane pozy. Paulina, to taka chwila. W kogo jesteś wpatrzona, dla kogo ten uśmiech? Gdzieś tam poza kadrem jest Michał.


Nie wypada nie wspomnieć o oprawie muzycznej. Grali i bawili gości wyśmienicie. Nie mogło zabraknąć zabawy w pociąg. Rekwizyty: czapka kolejarska i koło jest od zespołu. Wsiadłem w ten pociąg, który przyjechał z daleka na salę balową Waszego wesela, i jechałem, jechałem.... i nie sposób było z niego wsiąść. 
Dobrze, że się zatrzymał na stacji Szósta Rano, bo nie wiadomo kiedy byśmy wrócili do domu.