poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Jedziemy na wakacje!!!!

Wyruszamy 01 września i ani dnia później. Zakupu zrobione "walizki" spakowane, nic tylko jechać. Plan jest taki: w poniedziałek odbieramy samochód,taki jak ten, którym byliśmy w ubiegły roku w Chorwacji:
We wtorek rano wyruszamy - be pospiechu, bo po co się spieszyć? Jedziemy do Słowenii, później Włochy, Chorwacja, Węgry i Polska. Ale najpierw jedziemy do Krakowa po samochód. Jest, sprawdzamy wyposażenie - wszystko jest ok. za wyjątkiem markizy, która jest połamana i nie da się jej używać. Nam nie jest potrzebna - bo to przecież wrzesień i nie będzie potrzeby kryć się przed słońcem. Pan Wojtek stwierdza: "muszę to naprawić" i jedzie do serwisu. Wraca bez samochodu - mechanik stwierdził, że samochód ma awarię. Naprawa potrwa do jutra. Nie spieszy się nam, poczekamy. Umawiamy się, że samochód przyjedzie do nas. Wracamy do domu - ze zmienionym planem - wyjeżdżamy w środę.

sobota, 29 sierpnia 2009

Katarzyna wychodzi za mąż !

Stało się to 15 sierpnia 2009r.
On, Artur, zawodowy strażak, ona,Katarzyna, panna niezwykłej urody, wypowiedzieli sakramentalne TAK w bazylice w Wadowicach w obecności kompletu zaproszonych na uroczystość gości oraz licznej rzeszy turystów zwiedzających bazylikę. Ślub jak ślub, ale za to oprawa godna uwagi i Wadowic, papieskiego miasta.
Wejściu młodej pary do kościoła towarzyszył ryk silników motocyklowych. Zapewne było to pożegnanie towarzysza, który za chwilę utraci kawalerską wolność. Od dzisiaj na wypad motocyklem trzeba będzie uzyskać, drogi Arturze, pozwolenie żony. Mandaciki trzeba będzie ukrywać lub tłumaczyć się z nich. Niedługo, drogi kolego, za namową żony, będziesz musiał przesiąść się na cztery kółka, a to nie to samo. 

Świetności ceremonii zaślubin dodała "kompania reprezentacyjna" strażaków, którzy asystowali koledze i jego narzeczonej w drodze do ołtarza i w czasie całej uroczystości. Powaga wadowickiego kościoła, reprezentacja strażaków, wypełniona po brzegi świątynia, nadały ceremonii zaślubin światowej klasy. Nie każda para młoda może się pochwalić tak licznym gronem świadków swojej przysięgi małżeńskiej.

Wyjście z kościoła pod szpalerem strażackich toporków było bardzo efektowne.Wszyscy robili zdjęcia (ja też), ale wynajęty fotograf chyba nie zdążył. Trudno było, ciasno, tłum ludzi wokoło, z których każdy chciał coś zobaczyć, na domiar złego w aparacie miałem założony długi obiektyw. Więc i zdjęcie jest nieszczególne. Kasiu, Arturze utrudnialiście pracę fotografom!

A później była przejażdżka w strażackim koszu podnośnika, bardzo, bardzo wysoko. Dla Artura to zapewne normalka, dla innych coś nowego, innego i oryginalnego. Tym razem długi obiektyw się przydał. Uśmiech Artura wygląda na wymuszony i tak było w istocie, gdyż był cierpiący z powodu złamanej ręki. Jak to się stało? Wywrotka motocyklisty.

A tak w ogóle, to przygotowania do wesela były bardzo stresujące i emocjonujące. Ktoś powie zawsze tak jest, ale nie zawsze na dwa dni przed weselem zespół zrywa umowę i nie zawsze przed swoim ślubem pan młody wywraca się na motocyklu. Ale wszystko dobrze się skończyło. Zastępczy zespół się znalazł, Pan młody wydobrzał tak, że do rana wytrwał i bawił gości. Bawiliśmy się do białego rana w eleganckim lokalu o wytwornym wystroju, przy dobrej muzyce, zawsze pełnym parkiecie i obficie zastawionych stołach. Cóż można więcej napisać o tych zaślubinach? Można dużo, ale nie piszę powieści. Zostało mi tylko życzyć młodej parze by ich wspólna droga przez życie była usłana miłością, uśmiechem i radością.

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

Wakacyjne prace

Wakacje mijają na pracy. Cóż, takie życie. By nie było za lekkie to mamy kryzys gospodarczy, ale żeby było jeszcze ciężej, to mam bardzo dużo pracy, jak na wakacje. Oczywiście nie moje. Plany wakacyjne, które robiłem w ubiegłym roku, nie da się zrealizować - brak chętnych na wyprawę na Kilimandżaro, a na Amerykę Pd. brak kasy. Trzeba uruchomić plan awaryjny, o szczegółach którego, zapewne, będę myślał w ostatniej chwili.
W niedzielę wybrałem się na pobliskie stawy z futrzakiem (Argo) i oczywiście z aparatem fotograficznym.
Odwiedziłem miejsca, w których uruchamiałem już migawkę mojego aparatu, szukając nowych świateł i motywów. Taki był cel mojego spaceru, ale mój nastrój i światło wczesnego sierpniowego południa nie sprzyja "artyzmowi" fotograficznemu. Wymyśliłem więc, że jedyne co mogę zrobić to widoczki pełne zieleni.

Od czerwca mój czas, myśli i nerwy zżera projekt reformy płac w firmie. Stresu dostarcza mi termin: na październik musi być; zakres: rewolucja w firmie; i odbiór: ocena ludzi, których dotknie reforma.Myśl ta wprowadziła mnie w okropny nastrój, z którego wyrwał mnie Argo, który właśnie pobiegł za świeżym, nowym tropem. Dzięki temu powstała ta fotografia, chaber bławatek, chwast w zbożach, niestety ginący. Uznałem, że w postaci pojedynczego egzemplarza, w sierpniowym słońcu, prezentuje się całkiem, całkiem. Tak przy okazji kwiatów, to szykują się nam dwa weseliska, w sierpniu i we wrześniu. Na tym drugim, nasza obecność jest zagrożona planami urlopowymi.

Na grobli stawu spotkałem trzech nieznanych mi panów, którzy porzuciwszy w trawie swoje dwukołowe wehikuły sączyli buteleczkę. Pewnie nad wodą lepiej smakuje a po wódeczce widoki są ładniejsze. Wymieniliśmy powitania i grzeczności, po czym jeden z panów zwrócił uwagę na urodę futrzaka i oczywiście, co jest standardem w takich spotkaniach i rozmowach, stwierdził, że ma takiego samego, który kiedyś służył w policji. Cóż miałem powiedzieć - pogratulowałem, stwierdzając, że to bardzo wierna i pracowita rasa. Oddaliwszy się od biesiadujących panów również przysiadłem na grobli obserwując łabędzie, które są niewątpliwym urokiem stawów. Naliczyłem, że na naszych stawach (tam gdzie dotarłem) gniazdują co najmniej trzy rodziny. Przyglądając się jak rodzice opiekują się pisklętami zacząłem się zastanawiać skąd one mają taki instynkt opiekuńczy, macierzyński, rodzicielski i małżeński. Rodzice są bardzo zorganizowani a dzieci posłuszne. Choć to tylko niemy ptak o "bardzo małym rozumku", może być wzorem i przykładem troski rodzicielskiej, przynajmniej dla niektórych homo sapiens.