poniedziałek, 23 marca 2009

W marcu jak w garncu

Marzec - miesiąc oczekiwania na wiosnę, miesiąc, w którym w szczególny sposób ujawnia się zmęczenie, niechęć, stres. Brakuje wszystkiego: wigoru, chęci, zapału, witamin, słońca. Mam nawet problem z wyborem zdjęcia, które fajnie by opisywało ten post. Niech to będzie to zdjęcie:
Zdjęcie zrobione w Portugalii przedstawia korony drzew skąpane w słońcu. To tak dla poprawy nastroju. Od razu zrobiło się mi lepiej - na wspomnienie tego ciepełka od słoneczka.
Marzec dostarcza wielu okazji do "balowania" - popularne imieniny, różne dawne święta itd. W mojej rodzinie mówi się, że jest to miesiąc ironiczny, bo jak na ironię, zamiast wyciszenia, zadumy, refleksji wielkopostnej - imprezy rodzinne w każdym tygodniu. Głównie to popularne imieniny: Marii, Józefa, Heleny, Krystyny, itd., które są okazją
do rodzinnych spotkań i wypicia w dobrym towarzystwie "małej wódeczki". A propos wódeczki, to rzeczywiście jest jej niewiele, przynajmniej we mnie. Kiedyś stwierdziłem, że pięćdziesięciolatkowi nie wypada wychodzić poza "małą" i tego stwierdzenia twardo się trzymam. Tradycją jest, że na imieniny się nie zapraszamy, co najwyżej informujemy o jej terminie. Goście mają różne motywacje do wzięcia udziału w biesiadzie. Bardzo oryginalną motywacją ostatnio usłyszałem: " ... mój stary pojechał na narty i nie mam co robić w domu". Prawda, że oryginalne. Zawsze myślałem, że na imieniny przychodzi się z szacunku do solenizanta. No cóż, ponieważ ja mam zawsze coś do zrobienia w domu, niezależnie od tego czy jestem sam czy z żoną, pewnie na rewizytę imieninową nie znajdę czasu - nie z chęci rewanżu lecz z braku czasu. Czas jest wielkością tak ulotną i tak uniwersalną, że można nim wytłumaczyć wiele naszych zaniechań czy poczynań. Czas przemija, światło rozjaśnia, a gdy płomień zgaśnie nastaje ciemność. Szkoda, że nie mam zdjęcia palącej się świecy, bardziej by tu pasowała.