piątek, 30 sierpnia 2013

Praca męczy

Dosłownie i w przenośni. Tkwię w pracy cały tydzień. W firmie mamy przerwę urlopową, w czasie której powinniśmy robić porządki, optymalizację, czyszczenia, powinno nas być tylko kilku, a jest... Odwrotnie. Pracy, że nie wiedzieć od czego zacząć, o optymalizacji trzeba zapomnieć, a załoga jakoś nie poszła na urlop. Klienci również. Dobrze, bo są perspektywy, bo to jest zaprzeczenie kryzysu, a może zwiastun jego końca. Po powrocie z urlopu nie byłem jeszcze na fotograficznym plenerze. Nie ma czasu, a w niedziele nie ma sił. Przy komputerze człowiek się nie męczy i może spędzić miłe
chwile i dla tych chwil wracam na Islandię. 

W czasie pobytu w Hofn oprócz spacerów po mieście wybraliśmy się na długie wycieczki. Ponieważ Hofn to bardzo dobre miejsce wypadowe na lodowiec Vatnajökull, więc i my tam się wybraliśmy. 
Pierwszy cel to Hoffellsjokull, który jest jęzorem Vatnajokull, ale jest tak wielki, że uważany jest za lodowiec. 


Dojście do lodowca jest bardzo łatwe, można również do niego dojechać samochodem.
Myśmy wybrali kilkugodzinny marsz płaską doliną. Cel podroży był stale widoczny na horyzoncie.   








Pogoda wyśmienita, a krajobrazy ... ach.. szkoda że nie umiem tego pokazać.








Dzięki temu, że idziemy pieszo nie umknęła naszej uwadze samotna farma pod ogromnymi górami pokrytymi śniegiem. 






Gdy dotarliśmy na miejsc naszym oczom ukazała się głęboka morena lodowca, wypełniona wodą. Lodowiec ten cofa się ok 100 m na rok. Łatwo było dojść, ale tu skończyły się drogi podejścia bliżej lodu. Przynajmniej dla mnie i jeszcze drugiej pary turystów, którzy razem z nami szukali twardego gruntu by zbliżyć się do lodu. 




Ja na szczęście miałem teleobiektyw dzięki czemu mam fotki lodu, jego fantastycznych kształtów, Dominujący kolor to biały i szary. Szmaragdowy kolor lodu to rzadkość, na na to wpływ wulkan który jest pod lodem. 




Drugim lodowcem, który odwieliśmy był Flaajokull. Tu już było i dalej i trudniej dotrzeć. 
Wycieczka wiedzie przez pustkowie 


wąską ścieżką. Część drogi można pokonać islandzką drogą, czyli taką która jest autostradą dla terenówek. Od parkingu już długi treking. 
Morena lodowca jest widoczna przez całą drogę, ale z uwagi na ogromne jeziora i rwące rzeki wypływające z lodowca trzeba maszerować na "około".


Z podejściem do lodu jest jeszcze trudniej, a sam lód ma inny kształt i formę. 
A w domu sierpniowe, suche lato. W moim oczku wodnym brakuje wody, a na deszcz się nie zanosi. Przydała by się ta islandzka pogoda i woda. 



czwartek, 1 sierpnia 2013

Pourlopowa codzienność

Jest czwartek 01 sierpnia, wróciłem z pracy i zamiast odpoczywać tyram w ogrodzie kosząc trawę, która nie wiedzieć dlaczego, nie poszła razem z nami na urlop. Zamiast wypoczywać to sobie najzwyczajniej w świecie rosła, rosła ... i jest gigantyczna. Trzeba kosić na raty, grabić, kompostować, Dlaczego mnie to spotyka ..... ale tak jest za każdym razem. Ale za to wieczorem ....., siadam sobie przed komputerem i wspominam. Dzisiaj jestem w miejscowości Hofn. 

Okolice kempingu jak i całe miasto to wzór czystości. Nawet w Szwajcarii nie jest tak czysto i uporządkowanie. Trawniki wykoszone, posprzątane i ani jednego śmiecia. Na tym odcinku drogi było ograniczenie do 30 km/h i nikt nie jechał szybciej. Gdyby tak u nas było? 





Jedna z ulic. Przy każdym domu maszt, flaga, ogródek, z widokiem na góry. Domy raczej nie takie jak u nas, lekkie konstrukcje, z zewnątrz sprawiają wrażenie, że są przystosowane do ciepłego klimatu. 




W czasie spaceru po mieście pozwalam sobie zaglądać do ogródków. Dominują kompozycje morskie. Nic dziwnego. W czasie pobytu w Hofn trafiliśmy na jakieś
święto. Jakie?  Nie wiem jeszcze, ale wszystkie domki i ogródki były ozdobione morskimi motywami w kolorze pomarańczy

(rybołówstwo, ratownictwo itp). 




Widoki zapierające dech w piersiach. Połączenie, wody, gór, lodu i zieleni. W tle lodowiec Vatnajökull, a właściwie jego jęzory, które są uznawane za odrębne lodowce. Cel naszego postoju w Hofn. 







Widok na Hofn ze wzgórza za miastem. 








Islandczyków od poprzedniego pobytu postrzegałem jako samotników, ponuraków do chwili spotkania tej "rodziny". Te dekoracje domów, pełne radości, treści i pomysłu i ta "rodzina na spacerze" - cudo. Czy ten kto to wymyślił i zrobił może być ponurakiem i smutasem?