niedziela, 30 stycznia 2011

Zimowe odkrycia

Styczeń ukazał w tym roku prawdziwe oblicze zimy. Wydarzeniem roku było zaćmienie słońca. Niestety fotki nie zrobiłem. Wydarzeniem miesiąca to zima. Zima, która zagnała sarenki do ogrodu Grzegorza. Była okazja do zrobienia kilku zdjęć:  
Zadziwiające, płochliwe zwierze z zaciekawienie patrzy na faceta z dziwnym okiem. Sarenki są śliczne, płochliwe i ciekawskie, i te oczy. Przy okazji inne odkrycie, bobry - są w naszej okolicy - dowód: 
Powiem tak, bobry w naszej okolicy są - to pewne.To żeremie, które obserwowałem. "Obserwowałem" - to za dużo powiedziane, natrafiłem na ślad bobrów w czasie dłuuuugiego spaceru z psem. Zdjęcia robiłem dość późno, było ciemno i wspomagała mnie lampa aparatu, i dobrze, bo nie widać gdzie to jest. Stwierdziłem, że wodne futrzaki źle sobie wybrały miejsce na siedzibę. Nie przetrwają z dwóch powodów: pierwszy - zabraknie jedzonka, drugi - jak zostaną odkryte to zostaną uznane za szkodniki, i będzie po nich.  Sprawdzę za rok jak im się wiedzie.

sobota, 8 stycznia 2011

Minął rok 2010

Czym się wyróżnił od innych minionych lat? Wyróżnił się każdym z 365 dni. Każda godzina, każdy dzień był inny od poprzednich, wszak taki sama nie mógł być. Najważniejszym wydarzeniem miesiąca grudnia, oprócz zmiany stawek VAT, był oczywiście sylwester. Najważniejsze wydarzenie roku? Musiałbym opisać każdy z 365 dni. Porażki roku 2010? Też były i to każdego dnia. Tym razem Nowy Rok witamy w naszym domu. Skład balowiczów stały, choć bardzo staraliśmy się by był szerszy - nie wyszło. Suto zastawiony stół, ogień z kominka, wódeczka na stole i rozmowy o wszystkim i o niczym.


Bal rozpoczęliśmy od wspólnego zdjęcia. Drugiego takiego sylwestra już nie będzie !









Dzieci urządziły dla nas pokaz magii. Był cylinder, króliczek, karty i inne ważne akcesoria magika. Och, żeby tak dało się wyczarować pomyślność w nowym roku.













Po północnych życzeniach, całusach i uściskach strzeliliśmy na wiwat z ogromnej ilości luf.












Pokaz obserwowaliśmy przy blasku i cieple ogniska, bo mróz był srogi.















Po sztucznych ogniach i wiwatach zasiedliśmy do stołu. Dla rozgrzewki odpaliliśmy pojedyncze lufeczki. I tak razem spędziliśmy pierwsze cztery godziny nowego 2011 roku. Czy ktoś z nas myślał, jaki będzie, co nas czeka? Chyba nie, bo kto myśli na początku długiej drogi, że go będą nogi bolały, gdy dojdzie do celu? Nikt. Jak będzie? Dowiemy się i ocenimy za rok, o ile jest nam to dane.