piątek, 4 września 2009

Droga do Słowenii

Kamper przyjechał. Zapakowaliśmy sprzęt i zapasy. Na wszelki wypadek włączyłem ładowanie dodatkowego akumulatora, dolałem wody do zbiorników. Ostatnia noc przed wyjazdem jest szczególna - w domu śpi się jak w hotelu - jutro opuszczę to miejsce. Przed wyjazdem sprawdzamy czy w domy wszystko zostało "ustawione" w stan uśpienia i wyłącznie. Wyjazd. Żywiec, Korbielów, przejście graniczne, którego nie ma i ...... . Mamy awarię samochodu - "Usterka w układzie silnika". Zatrzymujemy się na parkingu po słowackiej stronie, kupujemy winiety, Argo na siusiu, a ja telefon do wypożyczalni. Uspokajający głos - nic się nie dzieje - to elektronika, wszystko będzie dobrze. 
Niestety, jak się później okazało nie było. Ale jedziemy dalej. Po którymś z kolei zgłoszeniu usterki dowiaduje się, że trzeba 3 razy włączyć silnik, by zresetować usterkę.
I tak resetując tryb awaryjny mijamy Wiedeń,
kolejne zjazdy z autostrady, kolejne tunele, które nierzadko przemierzamy z awaryjną szybkością. Na nocleg zatrzymujemy się na parkingu przy autostradzie, w międzynarodowym towarzystwie. Jakże miły i relaksujący jest taki postój, światełko, ciepełko, toaletka, jedzonko. Zapominamy o kłopotach z samochodem. Jutro będzie lepiej. Rano spacerując z Argo po okolicy robię kilka fotek - Austria z autostrady. Zdjęcie obok zrobiłem z czystą premedytacją - by pokazać gospodarstwo austriackiego rolnika, które niczym się nie rożni od naszego polskiego gospodarstwa - nasi rolnicy (ci prawdziwi), nie powinni mieć kompleksów. 

Przekraczanie granic (tych międzypaństwowych) to sama przyjemność. Jesteśmy w Słowenii, która przywitała nas słoneczkiem i piękną panoramą. Mam zaplanowany postój w Triglavskim Parku Narodowym, a dokładnie nad Bohinjskim Jeziorem. Nie mamy w planie zwiedzania Słowenii więc jedziemy niespiesznie, rozglądając się za miejscem ewentualnej drugiej wizyty w Słowenii. Dojazd nad jezioro jest i trudny
i łatwy.Trudny, bo mapy nawigacji GPS są niedokładne,
a jedzie się lokalnymi drogami. Łatwy, bo dojazd jest stosunkowo dobrze oznaczony, zwłaszcza zjazd z autostrady. Park, jezioro i kemping przywitały nas chmurami, mgłą i deszczem. Ze znalezieniem miejsca na postój nie było problemu, bo to wrzesień i po sezonie, choć co lepsze miejsca były zajęte zwłaszcza te nad samym jeziorem.
Nasz niepokój budził młodzieżowy obóz, którego uczestnicy przeważnie są uciążliwi dla otoczenia. Po zaparkowaniu naszego domku
na kółkach ruszyłem na zwiad po najbliższej okolicy, oczywiście w towarzystwie Argo. 

Nad Bohinjskie Jezioro przyjechaliśmy bo miało to być jedno z ostatnich dzikich miejsc w Europie. Z dzikości niewiele zostało (ale zobaczymy, co będzie jak się oddalimy od kempingu). Samo jezioro jest piękne położone, otoczone wysokimi i stromymi górami, krystalicznie czysta woda w której pływa mnóstwo ryb. Tak nawiasem mówiąc cieszyłem się, że pada i jest pochmurno, bo można było zrobić ładne fotki. Oby nie padało za długo, bo w planie mamy kilka wycieczek, ale patrząc na niebo nie zapowiada się, że jutro będzie słonecznie.