sobota, 31 marca 2012

W marcu jak w garncu

Marzec to wiosenny miesiąc, kojarzący się z ciepłem i radością jaką daje słońce i ciepłe dni. Ten marzec nie był dla mnie i mojej rodziny ani radosny, ani ciepły. A wszystko to przez mamę, która, tak najzwyczajniej w świecie, zachorowała.



Poranek, codzienna krzątanina i telefon, że mamę zabrała karetka do szpitala. W tym miesiącu opiekę nad mama sprawował Krzysztof. Karetka szybko przyjechała i zabrała mamę na oddział intensywnej opieki medycznej,  diagnoza - ok. 5 krotnie przekroczona norma cukru. Lekarz mówi, że stan ciężki, prawie beznadziejny, bo cukier mógł zrobić ogromne spustoszenia w organizmie mamy.  









Zdarzenie to ma w moich oczach dwa oblicza. To w szpitalu i to w mojej głowie. W szpitalu natychmiast zjawiło się prawie całe rodzeństwo. Wszyscy stoją przy łóżku, najbliżej siostry, bo inicjatywa należy do nich. Ja stoję z boku, bo i przy łóżku chorej tłok, a i chłop w takich sytuacjach niewiele pomoże. Patrzę na Barbarę, stojącą z boku, przejętą stanem zdrowia teściowej, którą zawsze traktuje jak własną mamę.  







Stojąc oparty o futrynę drzwi wejściowych na salę szpitalna, patrząc na mamę i starania sióstr (moich) w głowie kłębiły mi się różne  myśli. Jak długo taki stan rzeczy będzie trwał? Dlaczego tak jest? Dlaczego nikt z domowników nie zauważył, że z mamą jest coś nie tak, przecież tyle cukru w organizmie nie gromadzi się w ciągu nocy? Myślałem o chwilach, spędzonych z mamą w grudniu, o staraniach Barbary w opiece nad nią. O tym, że mama cały dzień i noc była z nami, pomimo swojej uciążliwości związanej z jej chorobą. Przecież nie sposób nie zauważyć.... .Czy gdyby ....? 


Ale czy jest sens zadawać sobie takie pytania po fakcie, zwłaszcza, że się nie znam na medycynie, a i sprawa delikatna, bo można kogoś urazić zadając niewygodne pytania. Stało się i się nie odstanie. Choć w domu, w rozmowach z najbliższymi temat powraca, powracają pytania, na które odpowiedzi pozostają "między nami".