sobota, 7 listopada 2009

Listopad - smutny i wesoły miesiąc

Listopad - smutny miesiąc, tak smutny, że płakać się chce. I to z różnych powodów - z powodu pogody, nastroju, wspomnień i teraźniejszości... i tak dalej. Tradycyjnie 01 listopad spotkaliśmy się prawie wszyscy przy grobie taty. Prawie wszyscy, bo nie było Krzysztofa. W skupieniu wysłuchaliśmy Mszy Świętej i po krótkiej chwili, po wymianie kilku zdawkowych uprzejmości wszyscy się rozeszli. Dorotka skomentowała to nasze rodzinne spotkanie "mieliście sobie dużo do powiedzenia". I faktycznie tak jest - jesteśmy rodziną, a dzieli nas coraz więcej. Nie mamy domu rodzinnego (choć fizycznie jest), nie ma łącznika pomiędzy nami. 
W tradycji, takim miejscem, łącznikiem zawsze był rodzinny dom. Dopóki żyli rodzice, dopóty rodzinny dom był miejscem do którego się wracało. Ja w swoim rodzinnym domu nie byłem od prawie 5 lat, a przecież mama żyje -więc ten rodzinny dom też powinien tam być, rodzina powinna w nim być i bywać. Nie byłem tam, bo nie chcę, ale też dlatego, że nikt z obecnych mieszkańców tego domu nie chce bym tam przychodził. Słowo "Ja" dotyczy mnie i moich najbliższych. Na zewnątrz nasza rodzina uchodzi za zgodną, zżytą, kochająca się, o czy mają zaświadczać gesty i czyny robione w stronę sąsiadów i środowiska. 
Wewnątrz, jak zauważyła Dorotka, nie mamy sobie wiele do powiedzenia, co należy czytać: nie wiele wiemy o sobie. Patrzymy na siebie z perspektywy dawnych i teraźniejszych pretensji, żalów, zazdrości, wzajemnej niechęci, czy zawiści. I .... nikt nic nie mówi. A ja lubię wspominać - pewnie dlatego, że się starzeję i, co może dziwić, nie mam nikogo "na celowniku", o którym mógłbym powiedzieć "nie lubię Cię, (Go)", choć w głębi serca są żale i pretensje - dziwne uczucie, zwłaszcza, gdy się ma przekonanie, że ktoś o mnie myśli odwrotnie.
Dlaczego ten post zilustrowałem tymi zdjęciami? Dlatego, że mi brakuje taty, że żałuję tego wszystkiego czego nie zrobiłem. Również dlatego, by nie zapomnieć twarzy, gestów. Nie zapomnieć, nie zapomnieć ....