czwartek, 1 sierpnia 2013

Pourlopowa codzienność

Jest czwartek 01 sierpnia, wróciłem z pracy i zamiast odpoczywać tyram w ogrodzie kosząc trawę, która nie wiedzieć dlaczego, nie poszła razem z nami na urlop. Zamiast wypoczywać to sobie najzwyczajniej w świecie rosła, rosła ... i jest gigantyczna. Trzeba kosić na raty, grabić, kompostować, Dlaczego mnie to spotyka ..... ale tak jest za każdym razem. Ale za to wieczorem ....., siadam sobie przed komputerem i wspominam. Dzisiaj jestem w miejscowości Hofn. 

Okolice kempingu jak i całe miasto to wzór czystości. Nawet w Szwajcarii nie jest tak czysto i uporządkowanie. Trawniki wykoszone, posprzątane i ani jednego śmiecia. Na tym odcinku drogi było ograniczenie do 30 km/h i nikt nie jechał szybciej. Gdyby tak u nas było? 





Jedna z ulic. Przy każdym domu maszt, flaga, ogródek, z widokiem na góry. Domy raczej nie takie jak u nas, lekkie konstrukcje, z zewnątrz sprawiają wrażenie, że są przystosowane do ciepłego klimatu. 




W czasie spaceru po mieście pozwalam sobie zaglądać do ogródków. Dominują kompozycje morskie. Nic dziwnego. W czasie pobytu w Hofn trafiliśmy na jakieś
święto. Jakie?  Nie wiem jeszcze, ale wszystkie domki i ogródki były ozdobione morskimi motywami w kolorze pomarańczy

(rybołówstwo, ratownictwo itp). 




Widoki zapierające dech w piersiach. Połączenie, wody, gór, lodu i zieleni. W tle lodowiec Vatnajökull, a właściwie jego jęzory, które są uznawane za odrębne lodowce. Cel naszego postoju w Hofn. 







Widok na Hofn ze wzgórza za miastem. 








Islandczyków od poprzedniego pobytu postrzegałem jako samotników, ponuraków do chwili spotkania tej "rodziny". Te dekoracje domów, pełne radości, treści i pomysłu i ta "rodzina na spacerze" - cudo. Czy ten kto to wymyślił i zrobił może być ponurakiem i smutasem? 

Brak komentarzy: