Okolice kempingu jak i całe miasto to wzór czystości. Nawet w Szwajcarii nie jest tak czysto i uporządkowanie. Trawniki wykoszone, posprzątane i ani jednego śmiecia. Na tym odcinku drogi było ograniczenie do 30 km/h i nikt nie jechał szybciej. Gdyby tak u nas było?
Jedna z ulic. Przy każdym domu maszt, flaga, ogródek, z widokiem na góry. Domy raczej nie takie jak u nas, lekkie konstrukcje, z zewnątrz sprawiają wrażenie, że są przystosowane do ciepłego klimatu.

W czasie spaceru po mieście pozwalam sobie zaglądać do ogródków. Dominują kompozycje morskie. Nic dziwnego. W czasie pobytu w Hofn trafiliśmy na jakieś
święto. Jakie? Nie wiem jeszcze, ale wszystkie domki i ogródki były ozdobione morskimi motywami w kolorze pomarańczy
(rybołówstwo, ratownictwo itp).

Widoki zapierające dech w piersiach. Połączenie, wody, gór, lodu i zieleni. W tle lodowiec Vatnajökull, a właściwie jego jęzory, które są uznawane za odrębne lodowce. Cel naszego postoju w Hofn.
Widok na Hofn ze wzgórza za miastem.
Islandczyków od poprzedniego pobytu postrzegałem jako samotników, ponuraków do chwili spotkania tej "rodziny". Te dekoracje domów, pełne radości, treści i pomysłu i ta "rodzina na spacerze" - cudo. Czy ten kto to wymyślił i zrobił może być ponurakiem i smutasem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz