czwartek, 2 lipca 2009

Po maturze !

Środa 03:00 - okrzyk MASAKRA !!!!!!!!!! i płacz wyrwał mnie z błogiego snu. Zerwałem się i patrzę w okno. Co się stało? Pierwsza myśl: nawałnica, kataklizm, bo przecież jest to okres burz i ulewnych deszczów. Nie !!!! To tylko Dorota weszła do naszej sypialni z informacją o wynikach matury. Są takie jak wcześniej przewidywałem - czyli lepsze od czarnych proroctw samej zainteresowanej. Uspokojony, że to nie kataklizm bąknąłem coś i wbiłem głowę w poduszkę. Rano przy śniadaniu dalszy ciąg nocnej rozmowy. Nie byłbym sobą, gdybym nie zapytał córki: co znaczy słowo "masakra"? Jednoznacznej odpowiedzi nie było. Usłyszałem coś w rodzaju teraz tak się mówi: "wiesz tato, jak mi się coś bardzo podoba to też mówię, że to jest masakrycznie pięknie". W moim umyśle powiało grozą, ale natychmiast się zreflektowałem, o czym tu dalej dyskutować skoro maturzysta nie umie opowiedzieć co wpływa na liryzm utworu. 
Już jadąc do pracy dumałem nad współczesną szkołą i nauczycielami. Gdzieś przeczytałem, że dzisiaj nauczyciel więcej czasu poświęca na kompletowanie swojej teczki niż na nauczanie młodzieży. Może i tak. Ja znam kilka osób, które pracują w tym zawodzie i muszę przyznać, że nie są to osoby, które mogły by być dla mnie autorytetem. Pisząc ten post wspominam swoich nauczycieli, baliśmy się ich ogromnie. Linijką po "łapie" można była dostać za każdy objaw nieposłuszeństwa - to zmienił system. Ale oprócz siania strachu nauczyciele posiadali autorytet, z którym uczeń i prawie zawsze rodzice nie dyskutowali. Tu wspomnę moją 
wychowawczynię ze szkoły średniej, która nam na dużo pozwalał i dużo tolerowała, ale cała klasa niezmiernie szanowała. Czy dzisiaj nauczyciel może mieć taki szacunek? Tych których znam to mają i stosują życiową zasadę: "postępować tak by nikomu nie zrobić przykrości", co dla mnie jest ogromną obłudą, która na pewno jest niewychowawcza, albo robią wszystkim "przykrość" krzykiem i uporem wynosząc się ponad innych, albo "odbębniają" swoje dwadzieścia parę godzin i zamykają się w domu. Byłbym niesprawiedliwy, gdybym nie wspomniał o nauczycielach spędzających całe dnie i noce w szkole, bazinteresownie pracując na rzecz środowiska i dzieci, często kosztem rodziny, wychowania swoich dzieci - skrajność, którą klasyfikuję jako "syndrom nauczycielski". To gdzie jest złoty środek? Myślę, że gdzieś pośrodku i wewnątrz każdego z nas, bo każdy odpowiada za wychowanie swoich dzieci, swoje sumienie i drabinę, po której się wspina.

Brak komentarzy: