
Obmyślając "artystyczną" strategię na tę okoliczność wymyśliłem, że będę unikał zdjęć pozowanych (takich, co to wszyscy wpatrują się w obiektyw) i że na moich zdjęciach będzie się coś działo (pokaże ruch, czynności i może jak się uda emocje). Czy te ujęcia to oddają. Oceńcie.
Na wstępie trzeba powiedzieć, że Emilka całe to zamieszanie przyjęła ze stoickim spokojem, przeznaczając ten czas na relaksujący, zdrowy sen.

Jak to zawsze bywa najbardziej przejętymi uczestnikami takich uroczystości są rodzice ( oni jeszcze nie wiedzą ile emocji, nerwów i wzruszeń przed nimi). Tato wpatrzony w becik i mama poprawiająca czapeczkę, którą na chwile oderwała wzrok od swojej kruszynki.


Mówiąc o tej jedynej chwili udało się mi uchwycić moment, w którym nad głową Emilki równocześnie pojawiła się ręka taty, ojca chrzestnego i matki chrzestnej w geście czynienia znaku krzyża. Przeglądając sesję nasunęło mi się pytanie: czy ktoś z fotografowanych pamięta ten moment?
Macierzyństwo to długa i trudna rola w teatrze jakim jest życie. W dodatku nie wiadomo, czy swoje kwestie wypowiadamy prawidłowo i czy, gdy będzie finał tej sztuki to zostaniemy nagrodzeni oklaskami. Niech to zdjęcie symbolizuje troskę macierzyńską rodziców pielęgnujących swą pociechę i rodziców chrzestnych, którzy bacznie obserwują.
Obrzęd polania główki dziecka wodą święconą. Woda wylewa się z dzbanuszka. Wpatrując się w to zdjęcie w pewnym momencie stwierdziłem, że najważniejszą osobą na nim jest siostra zakonna. Opuszczone powieki, spokojny, radosny wyraz twarzy mówi o tym, że właśnie w tej chwili wypowiada w myślach słowa modlitwy pochylając się nad małą Emilką.
Ojcowie. Autentyczna troska ojców. Że tak jest świadczy, częściowo przysłonięta, twarz matki chrzestnej, w oczach której widać podziw dla tych facetów.
Na koniec - dlaczego tak się czepiam tych zdjęć? Po pierwsze, chciałem opowiedzieć o tej pięknej uroczystości ale aby by nie prawić morałów i pisać banałów skoncentrowałem się na technice i "artyzmie" zdjeć. Po drugie: stwierdziłem, że zatraciliśmy umiejętność "czytania" fotografii. Dawniej w epoce zdjęć analogowych i ich małej powszechności, w czasach gdy na obraz czekało się czasem kilka miesięcy, bo trzeba było zrobić całą rolkę, każde zdjęcie coś pokazywało, rozbudzało ciekawość i przekazywało historię. A jak już były gotowe to się siadało w gronie rodzinnym i komentowało się to co przedstawiają, chwile w jakiej zostały zrobione, osoby na nich ujęte itd.. Zdjęć z imprez rodzinnych, wycieczek było na ogół kilka, co ułatwiało zapamiętywanie miejsc i zdarzeń, które te fotografię przedstawiały. Do zdjęć tych się często wracało, bo były blisko nas - "pod ręką". Dzisiaj w epoce powszechności "cyfrówek" robi się setki zdjęć. Dzięki temu po powrocie z wczasów do domu nie pamiętamy gdzie niektóre z nich zostały zrobione, po kilku miesiącach kogo przedstawiają i co chcieliśmy na nich uwiecznić. Nader często sami nie jesteśmy w stanie przejrzeć całego albumu, nie mówiąc już o oglądaniu tych zdjęć w towarzystwie. Wniosek - "pstrykać" mniej ale lepiej i wspominać, wracać do chwil, które przedstawiają.
PS. Gosia i Arturowi urodził się Bartosz.
2 komentarze:
Wujek, muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem Twojego bloga=). Jest w jakiś sposób wyjątkowy, bo opowiada o tym, co niby "codzienne", a jednak w życiu każdego człowieka bardzo ważne=). Naprawdę ciekawy pomysł i fajna realizacja. Poza tym miło było przypomnieć sobie kilka niezwykłych dla naszej rodziny chwil;) Pozdrawiam.
Dziękuję za bardzo miły komentarz, za myśl i opinię w nim zawartą.
Prześlij komentarz