Bałtyk przywitał nas sztormową pogodą
a hotel tłokiem na stołówce. Był weekend i hotel był pełen gości, głównie z Niemiec,
a personel nie radził sobie z ich obsługą. Ten stan rzeczy wprowadził mnie we frustrację.
Na szczęście mieliśmy z Basią lepsze zajęcia niż narzekania. Spacery i zwiedzanie, wypełniały nam całe dnie. Zaczęliśmy od spaceru plażą do miasta.
Wiało jak w "kieleckim", cała plaża zalana była przez ogromne fale,
szum wiatru i huk rozbijających się fal dodawał uroku naszemu spacerowi.
Oczywiście, koniecznym miejscem, które trzeba odwiedzić w Kołobrzegu to kołobrzeska Bazylika. Wracaliśmy do niej kilkakrotnie, a w tym dniu zachwyciło mnie światło wpadające przez okno. Wyprawa na szczyt kołobrzeskiej latarni morskiej zaowocował między innymi taką fotką
Molo w Kołobrzegu prezentowało się wspaniale i niedostępnie. Dzielnie opierało
się sztormowym falom, które go zalewały.
Kołobrzeg to nie tylko Bałtyk, molo i latarnia. Ruszyliśmy na szlak na wschód, plażą i świetnymi ścieżkami rowerowymi. "Odkryliśmy" nieczynne lotnisko ( a właściwie jego ruiny), piękne szczegóły przyrody i piękne krajobrazy
z Basią po 15 - 20 km dziennie. Przy okazji spotkaliśmy tego oto Pana, który chyba był na ćwiczeniach wojskowych.
i te oto morskie stworzenia:
Było tak zimno, że nie mogłem utrzymać aparatu fotograficznego, a morsy narzekały,
że jest za ciepło na kąpiel. No cóż wszystko zależy od punktu stania - w lodowatej wodzie Bałtyku widocznie jest cieplej niż w ciepłej kurtce na plaży.
Tak na marginesie ten uzbrojony po zęby gość to podobno sam Pan Putin, którego spotkaliśmy w Muzeum Oręża Polskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz