Ale po kolei! Po drodze do Karpacza autokar zatrzymał się w Piekarach Ślaskich na Górze Św. Anny. Klimatyczne miejscu, któremu uroku i tajemniczości dodała panująca aura.
Pogoda nadała naszemu pobytowi w sanktuarium melancholii i mistycyzmu.
Potem był już Karpacz i znany hotel ...z charakterystyczną fontanną, która jest oblegana przez fotografów i towarzyszące im modelki i modele. W tle jest Śnieżka otulona pierzynką chmur. Domyślam się, że wielu gości tego hotelu kończy swoje górskie wycieczki po tą fontanną. Nam nie bardzo leżą hotelowe atrakcje więc całe dnie spędzaliśmy na szlaku. Na Śnieżkę się nie wybraliśmy bo było by to któreś z kolei wejście, ale Karpacz to nie tylko Śnieżka,
to tajemnicze ruiny ukryte w lasach z dala od siedzib ludzkich i szlaków,
to skały, ostańce, urokliwe lasy,
i piękne widoki
Na szlaku podziwialiśmy kaplicę św. Urszuli odrestaurowaną prywatnym sumptem. Czas całodziennej wędrówki szlakiem, który należał tyko dla nas, to podziwianie, słuchanie, rozmyślanie i rozmawianie - szeptem, by nie zakłócić ciszy. Co było ich głównym tematem? Domyślacie się? Babcia, urlop, dom i trochę teraźniejszości. Tak, to są ważne sprawy na już i za chwilę, ale w otoczeniu, wiosennych Sudetów, trudno wracać do codziennej rzeczywistości. Trudno........ Wracając do domu okazało się iż zgubiliśmy przenośną toaletę dla maluszków, którzy z nami podróżowali. Było trudniej gdyż do autokarowej toalety kierowca zgubił klucz. Zgubił, a może nie chciał .... ot i nasza codzienność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz