piątek, 15 maja 2009

Matura

Matura - oczywiście nie moja, jestem za stary na te nowoczesne wynalazki naukowe i dydaktyczna, lecz Doroty. Przygotowania do matury klasyczne: nauka, studniówka, nauka, nauka, ... itd itd. Ilość czasu jaki Dorota poświęcała na przygotowanie się do matury mnie przerażała. Całymi dniami nie wychodziła z pokoju łącząc bieżącą naukę z zadanymi powtórkami i własnymi zadaniami zadanymi przez ambicję. A ambicja nakazywała jej zdać jak najlepiej by dostać się na wymarzoną uczelnie i kierunek studiów. Też zdawałem maturę i przygotowywałem się do niej intensywnie od stycznia, ale miałem również czas na wyjście z kolegami (mieszkałem w internacie) do miasta na piwko i na inne młodzieżowe przyjemności. W roku a.d 2009 maturzyście nie mieli na to czasu - przynajmniej ci których znam.
Te obserwację to nic w porównaniu z tym co było w trakcie egzaminów. Nauka do ostatnich minut (,że też nikt ich nie nauczył jak mają się uczyć - nam ciągle tłumaczono, żeby się nie uczyć do ostatniej chwili, żeby być wypoczętym, zrelaksowanym itd.), później stres, biegunka, lament, że się nic nie umie. Ja się nie dziwiłem tym reakcjom - przy takiej metodyce przygotowań? Jak próbowałem tłumaczyć, że tak się nie da, reakcją było ... - szkoda wspominać.
Po egzaminie było jeszcze gorzej - "coś napisałam", lament: " ....mam źle", jęki: "... wszystko mam źle" itd.itd..
Dzisiaj z perspektywy kilku dni zastanawiam się: kto był bardziej narażony na warunki szkodliwe współczesnej matury - maturzysta czy rodzice? Myślę, że rodzice, którzy musieli przebywać w "naładowanej atmosferze". Moja matura była bezstresowa - zarówno dla mnie jak i moich rodziców. Tak czy inaczej mam nadzieję, że efekt będzie diametralnie odwrotny do własnych ocen maturzystki i będzie proporcjonalny do kwadratu czasu poświęconego na naukę, czego życzę, Dorotce i całej braci maturalnej, z całego serca. Za "moich czasów" to chyba wszystko było prostsze.

Brak komentarzy: